Nie chodzi nam o Biedronkę ani Lidla, bo te sieciówki trzymają się naprawdę nieźle. Mowa oczywiście o sieciówkach odzieżowych, do których zaglądamy coraz rzadziej. Jakie są ku temu powody?
Pojawienie się w Polsce znanych na całym świecie sieciówek odzieżowych m.in. tych hiszpańskich wywołało w nas w początkowej fazie olbrzymie zadowolenie. Wynikało to z faktu, iż jeszcze nie dawno kupowaliśmy mięso i wódkę na kartki, a później gdy nastał rzekomy rozwój, sklepów z nową i modną odzieżą było niewiele. Później powstały wielkie galerie handlowe, a w każdej z nich zaczęły pojawiać się te same, doskonale dziś znane marki. Nowa moda, masa towaru równe były wręcz niewyobrażalnym możliwościom nałożenie na siebie czegoś, co nam się wcześniej nie śniło.
Faktycznie, do dziś możemy w nich znaleźć naprawdę fajne odzienie, ale pojawia się jedno wielkie ALE. Jak powszechnie wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, a prawdziwy Polak zaczyna marudzić zanim jeszcze dobrze nie weźmie pierwszego kęsa. Staliśmy się więc coraz bardziej wybredni, chcemy iść dalej, mieć więcej, ale też być bardziej oryginalni. Sieciówki oferują masę towaru, ale ta masa nie przekłada się często na unikalność, w konsekwencji czego spotkanie drugiej, trzeciej i czwartej osoby w tym samym ciuchy nie jest większym zdziwieniem, choć za każdym razem wywołuje w nas:
– zakłopotanie
– swędzenie
– obracanie się w drugą stronę
– chowanie się za drzewem
– szybkie ściąganie ciuchów i krzyk
– uciekanie do cudzego auta
Dosyć tego! Polacy chcą mieć święty spokój i być w pełni unikalni. Dlatego zanim w ogóle kupimy jakąś część garderoby, zastanawiamy się pięciokrotnie, potem sprawdzamy w internecie, czy w naszych skarpetkach nie zrobił sobie już ktoś zdjęcia i dopiero kupujemy. Młodzież, ale nie tylko coraz częściej uderza w stronę streetwearu. Zapytacie co to takiego? Odpowiedź znajdziecie w tym miejscu!